Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi zyleta z miasteczka Bydgoszcz. Mam przejechane 11235.37 kilometrów w tym 22.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.91 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy zyleta.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2010

Dystans całkowity:546.36 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:10:13
Średnia prędkość:17.90 km/h
Maksymalna prędkość:40.80 km/h
Suma kalorii:613 kcal
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:22.76 km i 2h 02m
Więcej statystyk
  • DST 30.81km
  • Czas 01:23
  • VAVG 22.27km/h
  • VMAX 40.80km/h
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podsumowanie miesiąca

Środa, 31 marca 2010 · dodano: 31.03.2010 | Komentarze 0

Dzień wolny, dzień pogodny... idealna okazja do przedświątecznego pokręcenia :D

Dziś wybór padł na Myślęcinek. Podlinkowałam, żeby inni wiedzieli o co tak naprawdę mi chodzi. Dla bydgoszczan jest to dość oczywiste, ale nie wszyscy muszą wiedzieć o takim przyjemnym, wolnym od samochodów miejscu.

2 okrążenia, żeby wyrobić ilość, którą ustaliłam sobie na początku roku. Oczywiście widać, jak bardzo udaje mi się tego przestrzegać...

Na trasie - wielu rowerzystów, jeszcze więcej rolkarzy, a już najwięcej to żab :D
Heh, tylu zielonych kandydatów na trasie, było z czego wybierać :P

Wyjeżdżając z Myślęcinka spotkałam dwóch rowerzystów, którzy najprawdopodobniej jechali ze skateparku. Jechali dość wolno (jak dla mnie), więc ich wyminęłam i pojechałam dalej. A po chwili... oni mnie wyminęli, przejeżdżając na czerwonym, byle tylko być przede mną. Jechałam tak za nimi do Kamiennej - bardzo mi poprawili humor, bo mimo iż się bardzo starali być pierwszymi, to i tak cały czas byłam chwilę za nimi jadąc swoim spokojnym tempem :P A mogłam przyspieszyć... :D

Powrót był już w deszczu, przez co asfalt zrobił się mokry i śliski... Co odczułam na własnej skórze :/ Jechałam od pewnego czasu chodnikiem, bo w Myślu włączyłam sobie radio - audycja z brytyjską muzyką, więc nie mogłam sobie odpuścić :) Za przejściem dla pieszych zjazd na asfaltowy chodnik, zakręt, przy którym zbyt mocno pochyliłam rower... I tak oto:

- rower "najadł" się trawy


- ja dostałam błotną maseczkę


Na liczniku ok. 30 km/h, przejechałam się po chodniku dobry metr, po czym zakończyłam na trawniku. Oczywiście jak zwykle natychmiast się podniosłam i poczułam, że ledwie mogę stanąć na prawej nodze. W domu dowiedziałam się dlaczego - obite prawe biodro, na którym spokojnie rośnie sobie siniak :(

Był jeszcze jeden powód do bólu... Ok. 2 h przed wyjazdem wydepilowałam nogi, a później przejechałam jedną z nich po chodniku... Chyba nie muszę pisać, co czułam :/

Początkowo upadek wcale mnie nie bawił, wręcz przeciwnie. Humor się za to poprawił, jak zobaczyłam pedał w stanie jak na zdjęciu i zaczęłam wyciągać z niego kępki trawy :D

Przy okazji upadku znalazłam żel w rękawiczkach :D Jeśli tak on ma się "ujawniać", to ja za niego dziękuję :P Teraz również wiem, po co są rękawiczki - gdyby nie one, dłonie prawdopodobnie byłyby we krwi. Tak są tylko lekko pościerane w odsłoniętych miejscach :)

Powinnam uważać, gdy jadę... Wiem, ale mam tyle energii po alleyu, że czasem o to trudno :P

Podsumowanie marca:
1) W zeszłym roku przejechane tylko 236,81 km, teraz ponad 2 razy więcej :)
2) Cieplej niż w lutym, przez co więcej chęci do jazdy
3) W towarzystwie jest mega lepiej niż samotnie
4) Znaleźć więcej czasu na treningi (mniej spać, szybciej się uczyć i szybciej wykonywać inne sprawy), żeby być lepszą, a nie tylko tą drugą...


Kategoria 15-50, Z Żyletą


  • DST 19.00km
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca

Wtorek, 30 marca 2010 · dodano: 31.03.2010 | Komentarze 2

Do pracy.

Najpierw do krawcowej, odebrać w końcu spodnie. Znów nie dostałam tego, o co prosiłam, co oznacza, że była to moja ostatnia wizyta tam.

Następnie szybko do pracy. Tak się spieszyłam, że nie zauważyłam przekręconego czujnika od licznika - jak dojechałam, to pokazywał przejechane 20 m ze średnią 10 km/h :P A tak mi się szybko jechało i byłam ciekawa, jaka średnia mi wyszła... Bez licznika było jednak lepiej, bo nie miałam takich "problemów" :)

Po pracy powrót podobną trasą co wczoraj, tylko trochę dłuższą :)

Tak się dziś zastanawiałam nad sensem prowadzenia bloga. I nie chodzi tu o samo jego pisanie, ale o relacje międzyludzkie jakie wynikają z jego prowadzenia. Zauważyłam, że wielu moich znajomych czyta go mniej lub bardziej regularnie. Nie tylko ci rowerowi, ale również inni. Nie, woda sodowa nie uderzyła mi z tego powodu do głowy i raczej nigdy nie uderzy - w końcu to tylko blog (napisałam raczej, bo wychodzę z założenia "nigdy nie mów nigdy"). Chodzi tu o rozmowy, jakie przeprowadzam z takimi osobami. A raczej, jakie bym przeprowadzała, ponieważ opowiadając niektórym historie, które tu opisuję i emocje, które czułam, zdarzało mi się już słyszeć: "Wiem, już czytałem/czytałam". Odechciewa się już po tym dalszego mówienia, a i radość z "dzielenia się" w internecie swoim życiem też trochę opada...

Wiem jednak, że nie można się przejmować takim czymś, bo sama poniekąd się na to zgodziłam, a takie teksty o czytaniu świadczą też o tym, że nie mam tak okropnego charakteru jak myślę i da się mnie trochę lubić ;)




  • DST 15.21km
  • Czas 00:46
  • VAVG 19.84km/h
  • VMAX 34.70km/h
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Praca

Poniedziałek, 29 marca 2010 · dodano: 30.03.2010 | Komentarze 0

Po południu do pracy. Miałam iść na rano, ale koleżanka chciała się zamienić. Nawet lepiej dla mnie, bo przez zmianę czasu nie mogę się przestawić i teraz w ogóle nie mogę spać. Przykład z dzisiejszej nocy - przed drugą zastanawiałam się "Co by tu robić...", przed czwartą dalej nad tym myślałam :/

Jadąc do, korki tu, korki tam... lubię korki :) Poza tym coraz więcej rowerzystów, tzn. że wiosna już w pełni do nas zawitała.

Po pracy rundka po mieście, nogi jednak bolały i nie jechało się tak przyjemnie jak zwykle. Ale musiałam je trochę rozprostować, tym bardziej, że od niedzieli coś przeskakuje pod kolanem i ledwie mogę wtedy chodzić. Całe szczęście, że na rowerze chociaż przechodzi :)




  • DST 35.90km
  • Czas 01:46
  • VAVG 20.32km/h
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Mów mi tak, aż Ci nie powiem, że masz przestać..."

Niedziela, 28 marca 2010 · dodano: 29.03.2010 | Komentarze 0

Tak na pewno dziś zaśpiewałby mi rower za moje myśli, "jak to on szybko jedzie" :P
[url=

Tak poważnie, to po wczorajszym dalej miałam dużo energii i gdzieś trzeba ją było rozładować.
Najpierw jazda przez Łęgnowo, dawno tam nie byłam, a miło się jeździ. Oczywiście dojazd nie jest już taki miły, ponieważ połowa drogi to kamienie, więc trzęsło i to bardzo. Chciałam też się pościgać z psami, bo zwykle biegają tam luzem, ale właściciele tym razem je pozamykali. Trudno :)

Na Łęgnowie miało się skończyć, ale energia dalej była, więc do Myślęcinka. Cały czas obserwowałam licznik i cały czas mnie zadziwiał. Porównując trasy w internecie, niby wszystko się zgadza, poza tym licznik jest ustawiony tak jak poprzedni, więc pomyłka raczej nie wchodzi w grę...
Czyżby jednak kondycja przez zimę się poprawiła? Nie sądzę...


Kategoria 15-50, Z Żyletą


  • DST 54.00km
  • Czas 03:06
  • VAVG 17.42km/h
  • VMAX 40.70km/h
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Fixed Spring Alleycat! :D

Sobota, 27 marca 2010 · dodano: 29.03.2010 | Komentarze 1

Piątek był taki piękny, a sobota... szkoda pisać. Padało od rana, co absolutnie mi się nie spodobało, zważając na to że przez całą zimę uparcie broniłam się przed kupnem błotników. Aż do dziś. Uznałam, że inne dni mnie nie obchodzą, ale na bydgoskim alleyu nie mogę jeździć mokra. W rowerowym mogłam zjawić się przed 14, a dokładniej o ok.13.50 :P I co się okazało? Że błotniki są tylko w komplecie, co oznaczało, że muszę kupić albo dwa komplety, albo wybrać pomiędzy przednim a tylnym kołem. Przednie zwykle aż tak nie chlapie, więc kupiłam komplet na koła 28. Niby tylko kawałek, ale w momencie przejazdu tak padało, że byłam dość mokra. Jak tylko dotarłam, szykowanie się do alleya. Zważywszy na to, iż był on dopiero o 18, to trochę mi to jednak zajęło :P

Pod Operę stawiłam się o 17.58 (nie spóźniłam się:D ), chociaż już wiedziałam, że start będzie o 18.20. Otrzymałam swoją pierwszą szprychówkę i to z numerem 13 :D Dla jasności - urodziłam się 13, mieszkam pod 13... wiele razy ta liczba pojawia się w moim życiu. Na szprychówce też musiała być :) Zdjęcie oczywiście będzie, jak zrobię, ale to pewnie nie prędko, bo już jest zabłocona :P Jedno jest pewne - ostre ze szprychówką w końcu wygląda jak ostre :D

Ale do rzeczy. Jak się ostatecznie okazało, byłam jedyną bydgoszczanką startującą w alleyu... To wcale mnie nie pocieszyło, zwłaszcza że były 4 poznanianki :( Wiedziałam, że muszę się postarać, chociaż sama bardzo wątpiłam w swoje możliwości (jak podjechałam pod operę, to już miałam dość, a czekało mnie przynajmniej 30 km szybkiej jazdy).

Manifestów od razu nie dostaliśmy, najpierw trzeba było podjechać na pierwszy punkt, napisać wierszyk i podjechać na drugi punkt. Jak zauważył Krzyś, pierwszego punktu nikt tak naprawdę nie zaliczył, ponieważ naszą "twórczość" trudno jakkolwiek nazwać, a już na pewno nie były to wierszyki :D W momencie opisywania dnia, moja "twórczość" leży akurat przede mną, ale pozostanie jednak tylko "wierszem" do szuflady :D

Oczywiście jadąc z pierwszego punktu do drugiego, spadł mi łańcuch :( Spodziewałam się innych defektów, ale jednak nie tego :/ Adrenalina jednak zrobiła swoje, brudny łańcuch szybko założony na zębatki i jazda dalej. Tak myślałam, czy przed wyścigiem nie wyczyścić roweru, jednak jak się okazało, byłaby to zbędna praca :)

Zapamiętać na przyszłość - czytać polecenia do końca. Jadąc do drugiego punktu nie zauważyłam drobnej, acz istotnej informacji. Podjechać pod schody, a nie szukać osoby na rondzie... A więc chwila szukania, zobaczyłam jakiegoś rowerzystę (znałam tylko osoby z Bydgoszczy), podjechałam: "Wiesz gdzie jest punkt?". Odpowiedź - "yyy"....", "Ty z alleya?", "yyy, nie", "A to sorry" i w końcu przeczytałam polecenie. Spojrzałam w dobrym kierunku i zobaczyłam światełka. Aaa, to tam jest punkt :D

Całej trasy opisywać nie będę, ale nie spodziewałam się, że potrafię jechać takim tempem tyle czasu :) Początkowo chciałam jechać sama, ale w praktyce co chwilę kogoś się spotykało. Przez to, iż zakręciłam się na początku trasy, straciłam sporo czasu i sądziłam, że będę ostatnia. Zrezygnowana przyjechałam na metę pod Łuczniczkę i dowiedziałam się, że jestem drugą dziewczyną. Z jednej strony ucieszyłam się, że jednak nie poległam, ale z drugiej... Kto ma wiedzieć, ten wie o co chodzi. Zwyciężczynię jednak trudno byłoby przegonić.

O 21 miało być bikepolo, jednak jak to bywa trochę się opóźniło. Gdy weszłam do Estrady, ludzie dziwnie się patrzyli, co robię tam z rowerem :P Szybki telefon i byłam wśród "swoich" :) Impreza przednia, chociaż przez pewien czas miałam wrażenie, że wcale tam nie pasuję... Nawet myślałam o odjeździe, ale wydostanie roweru i siebie, a potem przejście przez środek sali na pewno byłoby zauważone, więc odpuściłam. I bardzo dobrze, bo kilka rozmów, poznanie nieznanych mi osób i od razu było lepiej :) Po pierwszej pożegnały się osoby z Poznania, była też jedna osoba z Gdańska i Torunia, jednak ich nie zdążyłam poznać.

Została więc tylko bydgoska ekipa, przez co zdecydowałam się spróbować bikepolo... To była największa porażka tego wieczoru. Jak się okazało jazda i trzymanie kierownicy jedną ręką to jedno, a jazda, trzymanie w jednej ręce kierownicy, w drugiej młotka i jeszcze trafienie w piłkę to zupełnie co innego. Próbowałam, próbowałam... i ciągle mi nie wychodziło... To teraz pora tylko mieć swój "kij" i znaleźć miejsce do treningów, żeby następnym razem lepiej to wyszło :)

Po wszystkim zostałam odprowadzona (właściwie odwieziona) przez Krzysia i Łukasza pod samą klatkę. Jeszcze raz dziękuję :)

Podsumowując:
1) Alleycat pozostaje w Bydgoszczy za sprawą Tomka :)
2) W trakcie wyścigu była tylko jedna myśl: To był mój pierwszy i ostatni alley. Teraz... czekam na następny :D
3) Jestem pozytywnie zaskoczona swoją kondycją :)
4) Tak czułam, że zaliczę jakąś glebę, ale spodziewałam się, że będzie w trakcie wyścigu. Była... ale po wszystkim. Kiedy zachciało mi się zjeżdżać obok zjazdu dla wózków i przednie koło poślizgnęło się na krawężniku :(
5) ... Nie ma "piątki", byle do przodu :)

Tak jak w poprzednim poście, cierpliwie czekam na zdjęcia.


Średnia wyszła taka niska przez późniejsze uczestnictwo roweru w bikepolo.




  • DST 46.94km
  • Czas 03:12
  • VAVG 14.67km/h
  • VMAX 39.30km/h
  • Kalorie 613kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bydgoska Masa Krytyczna

Piątek, 26 marca 2010 · dodano: 26.03.2010 | Komentarze 0

Właściwie rowerem tylko na masę. Początkowo tylko na masę.

Zrobiło się ciepło, przyjemnie, zjawiło się ponad 30 osób, co było dla mnie sporym zaskoczeniem. Dotarłam parę minut (chyba 9:P ) po 18 i zamiast kilku osób zobaczyłam wiele znajomych i mniej znajomych twarzy oraz przemawiającego Krzysia. W przyszłym miesiącu musi być nas jeszcze więcej :D Przejazd dłuższy niż ostatnio, ale to dobrze, bo można było przy okazji porozmawiać z osobami, których na co dzień (tzn. częściej niż raz w miesiącu) się nie widuje.

Po masie, która zakończyła się na Starym Rynku, oczywiście dalsze rozmowy. Przy okazji dowiedziałam się, czyje ostre widziałam poprzedniego dnia. Jak się okazuje różne światło sprawia, że kolory są trochę inne :P Albo to po prostu pora sprawdzić swój wzrok :D
Ostre należy do Tomaszura, na którym wczoraj pierwszy raz przyjechała jego dziewczyna, Magda. A z tego wynika, że teraz w Bydgoszczy będą 3 ostrokołowe dziewczyny, w składzie: Magda, Magda i Natalia :D

Pojawiła się propozycja dalszej jazdy do Myślęcinka. Propozycja propozycją, ale jakoś nikomu się do jazdy nie spieszyło :P Ostatecznie wyruszyło 5 osób, przy pętli tramwajowej dołączyły kolejne dwie. Jazda była... dość rekreacyjna, żeby nie napisać masowa :P Dodatkowo szybszą jazdę utrudniały żaby, które pojawiały się na każdym kroku. A właściwie każdym obrocie kół. Ale... powietrze czyste od spalin, rower i miłe towarzystwo jak zwykle przeważyło na plus :)

Zdjęcia będą... kiedyś, ponieważ cierpliwie czekam na ich dodanie.




  • DST 24.50km
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ja i kask? Niemożliwe.

Czwartek, 25 marca 2010 · dodano: 25.03.2010 | Komentarze 5

A jednak :)

Stałam się dziś posiadaczką kasku. W końcu. Czy szczęśliwą, czy nie, to się okaże. Albo lepiej, żeby się nie okazywało.

Dzień obfity w rowerowe zakupy, nieplanowane. Zobaczyłam wczoraj w telewizji reklamę Lidla - jak się okazało mają rowerowy tydzień. Ich gazetkę i tak dostaję z wyprzedzeniem na maila, ale ostatnio tam nie zaglądałam i o mały włos bym przegapiła.

Zakup 1:


Zakup 2:


Zakup 3:


Po trochu opiszę wrażenia z każdego zakupu, bo test był oczywiście wieczorem :)
Nr1 - kask. Cena 50 zł. Od niedawna oszczędzam na inne plany w przyszłości, dlatego trochę bolałoby mnie wydanie 200 zł na kask (taki, który mi się spodobał, tyle kosztuje). Porównań do innych nie mam, gdyż jest to mój pierwszy, ale na razie mogę napisać, że jest dość wygodny. Mimo iż jest już ustawiony dość ciasno, to jednak chyba jeszcze zmniejszę, bo zapominałam, że jest na głowie :) Wykonanie porządne, ma przede wszystkim siatki przeciw owadom, które były obowiązkowe przy moim wyborze kasku. Za tę cenę rewelacji się nie spodziewałam, ale i tak jestem pozytywnie zaskoczona.

Nr2 - rękawiczki. Cena to całe 12 zł :P Tu już raczej nie jestem zaskoczona. Nie spodziewałam się rewelacji i też ich nie otrzymałam. Wykonanie zdecydowanie poszło na ilość, po jednej jeździe szukam żelu, który ponoć był (gdzie on się podział? ). Tu również nie mam porównania, ale przynajmniej wiem, żeby następnym razem poszukać czegoś lepszego.

Nr 3 - licznik. Cena 20 zł. W końcu znów mam licznik :D Z tego zakupu jestem najbardziej zadowolona, bo ma wszystkie funkcje, które miał poprzedni (i chyba nawet więcej, ale to muszę jeszcze sprawdzić). Kształt, estetyka bardzo mi się podoba, zdjęcie tego jednak nie odzwierciedla. No i podświetlenie niebieskie :) Jedyny minus to kabelek, którego wcześniej nie musiałam mieć :( Ale jak to zwykle bywa, nie można mieć wszystkiego, więc zakup bardzo na plus.


Do południa jechało się bardzo przyjemnie, było słonecznie. Niestety spodnie od krawcowej mogę odebrać dopiero w poniedziałek :( Przy okazji krawcowa zadała mi pytanie, czy nie taniej byłoby przytyć :P Pewnie byłoby taniej, ale wątpię czy to by coś zmieniło :) Co do wczorajszych przemyśleń o mężczyznach, dalej nie zmieniam zdania.

Wieczorem testy :) Najpierw chciałam obdzwonić kolegów, czy nie mają ochoty na wieczorną jazdę, ale jak pomyślałam o "tym czymś" na głowie to uznałam, że najpierw muszę się sama z nim przejechać :) Czy powinnam wspomnieć, że po przejechanym kilometrze w kasku zostałabym potrącona przez kobietę? Wyjeżdżała z parkingu kompletnie nie zwracając na mnie uwagi (inni wcześniej jakoś bez problemu mnie widzieli z daleka). Wprawdzie kiwnęła dwa razy na przeprosiny, ale jak tylko zobaczyłam, że jedzie wprost na mnie, to zjechałam na drugi pas. Na szczęście tam nic nie jechało, bo pewnie wtedy już cało bym z tego nie wyszła. I tu znów muszę wspomnieć, że nie powinnam mówić czegoś, co może się sprawdzić :P Przed wyjazdem zażartowałam: "żebym nigdy nie musiała sprawdzać jego wytrzymałości". Niewiele brakowało do testu...

Minusem kasku była nagła zmiana grupy zainteresowanych mną osób - tym razem przyglądały mi się panie z dziećmi, nawet wytykając mnie palcem w celu pokazania dziecku. Prawdopodobnie stałam się właśnie wzorem na bezpieczną jazdę. Komu jak komu, ale mnie ta rola absolutnie nie pasuje :P

Ostatnie zdania, bo się rozpisałam:
POSZUKIWANA OSOBA, KTÓRA JEŹDZI PO BYDGOSZCZY SREBRNYM OSTRZAKIEM Z CZARNĄ KIEROWNICĄ. ROWER WIDZIANY DZIŚ WIECZOREM POD MCDONALDEM... :D


Kategoria Z Żyletą, 15-50


  • DST 7.00km
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czy kobieca stopa to zawsze delikatna stopa? Niekoniecznie.

Środa, 24 marca 2010 · dodano: 25.03.2010 | Komentarze 5

Miałam załatwić dziś kilka rowerowych zakupów na mieście, więc jazda była zaplanowana do jednego z odleglejszych sklepów rowerowych.

Najpierw jednak podjechałam do krawcowej ze spodniami (niestety było zamknięte, nie wiedzieć czemu), następnie do bankomatu i zjazd jednym z większych zjazdów. Początkowo chciałam kontrolować prędkość, ale po ostatnim lenistwie i pustym szerokim chodniku, nie mogłam tego zrobić rowerowi i oddałam się chwili :) Prędkość się zwiększyła na tyle, że zdjęłam nogi z pedałów. A co się będę przemęczać :D To był błąd. Ponowne położenie stóp na pedałach okazało się nie lada wyczynem, kilka szarpań z korbami i... w tym momencie przyznaję się do użycia hamulca. Łańcuch spadł i to z obu! zębatek, przez co ostrzak ani myślał zwolnić. Nie powiem, mała panika była :P Zatrzymałam się, założyłam go ponownie i pojechałam dalej. Niedługo potem spadł znowu. I jeszcze raz. Tym samym było po jeździe, gdyż byłam 4 km od domu, a miałam przejechać przynajmniej kolejne tyle w jedną stronę. Zakupy skończyły się na powrocie do najbliższego rowerowego (paski + dwie spinki). Bez jednego, najważniejszego zakupu - nigdzie nie ma żółtej owijki :((
Przyczyną ostatniego spadania łańcucha była krzywa oś... Nie mogę w takim tempie załatwić następnej :(

Przy pierwszym minięciu go, chciałam mu odpuścić, ale jak minęłam go drugi raz, to nie odpuściłam:

Po pierwsze byłam zła, a po drugie miało być inne zdjęcie. Ale skoro nie ma, to coś musiałam wrzucić :P

Wieczorem wpadło drugie zdjęcie, grzaniec z żółtkiem na przeziębienie:

Po pierwsze, wybaczcie bałagan w tle, ale jak się człowiek uczy, to nie myśli o porządku :P Po drugie, to wcale nie jest reklama innego produktu :) - dla spostrzegawczych. A po trzecie - lubię grzańce, ten też był dobry, ale to jednak nie to :)

Myśl dnia - dlaczego mężczyźni są tak mało wymagający?

Zrobiło się ciepło, odsłoniłam więc dziś kawałek ciała :D Dokładniej łydki. Aż łydki :P Co miałam w zamian? Mężczyzn, którzy się za mną oglądali. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że niektórzy mieli u swego boku kobietę. W takich momentach cieszę się, że nie mam nikogo, bo "delikwent" już był dostał po głowie... :D

Mimo wszystko to dziwne, że wystarczy tak niewiele, żeby nie przejechać obojętnie. Dalej jednak cicho wierzę, że nie wszyscy są tacy :)

Dla jasności - nie, nie przywidziało mi się, sama się obracałam, czy to na pewno na mnie. A może to jednak nie na mnie? Rower przecież też jest niczego sobie :P


Kategoria Z Żyletą


  • DST 9.00km
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Весна, весна, куда ты пошла?

Niedziela, 21 marca 2010 · dodano: 25.03.2010 | Komentarze 0

21 marca... Pierwszy dzień wiosny... Naprawdę?

Przed 7 do pracy.
Rano pogoda przyjemna... znów napiszę, że do czasu, bo południa się rozpadało. Na szczęście, gdy wracałam po południu, było już prawie sucho. W pracy dostałam sms od kolegi, czy nie przejechałabym się do Ostromecka (były tam organizowane zawody Kujawia XC). Jasne, bardzo chętnie... ale nie mogłam :( Gdy się później dowiedziałam o deszczu, już tak nie żałowałam wycieczki, jak wcześniej :D

Niemiła niespodzianka - gdy mocniej zahamowałam, poczułam dziwny przeskok z tyłu roweru. Niee, to na pewno wina poluzowanego łańcucha... To musi być łańcuch.




  • DST 9.00km
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Panna z mokrą głową"

Sobota, 20 marca 2010 · dodano: 25.03.2010 | Komentarze 0

Rano do pracy.

Nic nie zapowiadało takiej zmiany w pogodzie, rano jechało się sucho, przyjemnie i szybko. Dojeżdżając lekko spocona do pracy (co było dość dziwne, bo byłam ubrana jak zwykle), porozmawiałam chwilę z innymi, jak przyjemnie jest już po 6 rano na zewnątrz. Już czuć wiosnę... do czasu.

Od południa zaczęły dochodzić do mnie wieści, że kropi. Potem, że lekko pada, a gdy wychodziłam po 15 lało. Na ulicach zdążyły zrobić się kałuże, więc wiedziałam co mnie czeka. Na dodatek zadzwoniłam do kolegi, bo przecież "deszcz zaraz przejdzie". Nie przeszedł, a ja ostatecznie wróciłam do domu całkowicie przemoczona. Oto, co zrobiło ze mną niecałe 5 km... :)

Noski wymienione na metalowe, ale chwilowo nieużywane, bo paski nie chcą już trzymać :(