Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi zyleta z miasteczka Bydgoszcz. Mam przejechane 11235.37 kilometrów w tym 22.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.91 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy zyleta.bikestats.pl
  • DST 54.00km
  • Czas 03:06
  • VAVG 17.42km/h
  • VMAX 40.70km/h
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Fixed Spring Alleycat! :D

Sobota, 27 marca 2010 · dodano: 29.03.2010 | Komentarze 1

Piątek był taki piękny, a sobota... szkoda pisać. Padało od rana, co absolutnie mi się nie spodobało, zważając na to że przez całą zimę uparcie broniłam się przed kupnem błotników. Aż do dziś. Uznałam, że inne dni mnie nie obchodzą, ale na bydgoskim alleyu nie mogę jeździć mokra. W rowerowym mogłam zjawić się przed 14, a dokładniej o ok.13.50 :P I co się okazało? Że błotniki są tylko w komplecie, co oznaczało, że muszę kupić albo dwa komplety, albo wybrać pomiędzy przednim a tylnym kołem. Przednie zwykle aż tak nie chlapie, więc kupiłam komplet na koła 28. Niby tylko kawałek, ale w momencie przejazdu tak padało, że byłam dość mokra. Jak tylko dotarłam, szykowanie się do alleya. Zważywszy na to, iż był on dopiero o 18, to trochę mi to jednak zajęło :P

Pod Operę stawiłam się o 17.58 (nie spóźniłam się:D ), chociaż już wiedziałam, że start będzie o 18.20. Otrzymałam swoją pierwszą szprychówkę i to z numerem 13 :D Dla jasności - urodziłam się 13, mieszkam pod 13... wiele razy ta liczba pojawia się w moim życiu. Na szprychówce też musiała być :) Zdjęcie oczywiście będzie, jak zrobię, ale to pewnie nie prędko, bo już jest zabłocona :P Jedno jest pewne - ostre ze szprychówką w końcu wygląda jak ostre :D

Ale do rzeczy. Jak się ostatecznie okazało, byłam jedyną bydgoszczanką startującą w alleyu... To wcale mnie nie pocieszyło, zwłaszcza że były 4 poznanianki :( Wiedziałam, że muszę się postarać, chociaż sama bardzo wątpiłam w swoje możliwości (jak podjechałam pod operę, to już miałam dość, a czekało mnie przynajmniej 30 km szybkiej jazdy).

Manifestów od razu nie dostaliśmy, najpierw trzeba było podjechać na pierwszy punkt, napisać wierszyk i podjechać na drugi punkt. Jak zauważył Krzyś, pierwszego punktu nikt tak naprawdę nie zaliczył, ponieważ naszą "twórczość" trudno jakkolwiek nazwać, a już na pewno nie były to wierszyki :D W momencie opisywania dnia, moja "twórczość" leży akurat przede mną, ale pozostanie jednak tylko "wierszem" do szuflady :D

Oczywiście jadąc z pierwszego punktu do drugiego, spadł mi łańcuch :( Spodziewałam się innych defektów, ale jednak nie tego :/ Adrenalina jednak zrobiła swoje, brudny łańcuch szybko założony na zębatki i jazda dalej. Tak myślałam, czy przed wyścigiem nie wyczyścić roweru, jednak jak się okazało, byłaby to zbędna praca :)

Zapamiętać na przyszłość - czytać polecenia do końca. Jadąc do drugiego punktu nie zauważyłam drobnej, acz istotnej informacji. Podjechać pod schody, a nie szukać osoby na rondzie... A więc chwila szukania, zobaczyłam jakiegoś rowerzystę (znałam tylko osoby z Bydgoszczy), podjechałam: "Wiesz gdzie jest punkt?". Odpowiedź - "yyy"....", "Ty z alleya?", "yyy, nie", "A to sorry" i w końcu przeczytałam polecenie. Spojrzałam w dobrym kierunku i zobaczyłam światełka. Aaa, to tam jest punkt :D

Całej trasy opisywać nie będę, ale nie spodziewałam się, że potrafię jechać takim tempem tyle czasu :) Początkowo chciałam jechać sama, ale w praktyce co chwilę kogoś się spotykało. Przez to, iż zakręciłam się na początku trasy, straciłam sporo czasu i sądziłam, że będę ostatnia. Zrezygnowana przyjechałam na metę pod Łuczniczkę i dowiedziałam się, że jestem drugą dziewczyną. Z jednej strony ucieszyłam się, że jednak nie poległam, ale z drugiej... Kto ma wiedzieć, ten wie o co chodzi. Zwyciężczynię jednak trudno byłoby przegonić.

O 21 miało być bikepolo, jednak jak to bywa trochę się opóźniło. Gdy weszłam do Estrady, ludzie dziwnie się patrzyli, co robię tam z rowerem :P Szybki telefon i byłam wśród "swoich" :) Impreza przednia, chociaż przez pewien czas miałam wrażenie, że wcale tam nie pasuję... Nawet myślałam o odjeździe, ale wydostanie roweru i siebie, a potem przejście przez środek sali na pewno byłoby zauważone, więc odpuściłam. I bardzo dobrze, bo kilka rozmów, poznanie nieznanych mi osób i od razu było lepiej :) Po pierwszej pożegnały się osoby z Poznania, była też jedna osoba z Gdańska i Torunia, jednak ich nie zdążyłam poznać.

Została więc tylko bydgoska ekipa, przez co zdecydowałam się spróbować bikepolo... To była największa porażka tego wieczoru. Jak się okazało jazda i trzymanie kierownicy jedną ręką to jedno, a jazda, trzymanie w jednej ręce kierownicy, w drugiej młotka i jeszcze trafienie w piłkę to zupełnie co innego. Próbowałam, próbowałam... i ciągle mi nie wychodziło... To teraz pora tylko mieć swój "kij" i znaleźć miejsce do treningów, żeby następnym razem lepiej to wyszło :)

Po wszystkim zostałam odprowadzona (właściwie odwieziona) przez Krzysia i Łukasza pod samą klatkę. Jeszcze raz dziękuję :)

Podsumowując:
1) Alleycat pozostaje w Bydgoszczy za sprawą Tomka :)
2) W trakcie wyścigu była tylko jedna myśl: To był mój pierwszy i ostatni alley. Teraz... czekam na następny :D
3) Jestem pozytywnie zaskoczona swoją kondycją :)
4) Tak czułam, że zaliczę jakąś glebę, ale spodziewałam się, że będzie w trakcie wyścigu. Była... ale po wszystkim. Kiedy zachciało mi się zjeżdżać obok zjazdu dla wózków i przednie koło poślizgnęło się na krawężniku :(
5) ... Nie ma "piątki", byle do przodu :)

Tak jak w poprzednim poście, cierpliwie czekam na zdjęcia.


Średnia wyszła taka niska przez późniejsze uczestnictwo roweru w bikepolo.




  • DST 46.94km
  • Czas 03:12
  • VAVG 14.67km/h
  • VMAX 39.30km/h
  • Kalorie 613kcal
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bydgoska Masa Krytyczna

Piątek, 26 marca 2010 · dodano: 26.03.2010 | Komentarze 0

Właściwie rowerem tylko na masę. Początkowo tylko na masę.

Zrobiło się ciepło, przyjemnie, zjawiło się ponad 30 osób, co było dla mnie sporym zaskoczeniem. Dotarłam parę minut (chyba 9:P ) po 18 i zamiast kilku osób zobaczyłam wiele znajomych i mniej znajomych twarzy oraz przemawiającego Krzysia. W przyszłym miesiącu musi być nas jeszcze więcej :D Przejazd dłuższy niż ostatnio, ale to dobrze, bo można było przy okazji porozmawiać z osobami, których na co dzień (tzn. częściej niż raz w miesiącu) się nie widuje.

Po masie, która zakończyła się na Starym Rynku, oczywiście dalsze rozmowy. Przy okazji dowiedziałam się, czyje ostre widziałam poprzedniego dnia. Jak się okazuje różne światło sprawia, że kolory są trochę inne :P Albo to po prostu pora sprawdzić swój wzrok :D
Ostre należy do Tomaszura, na którym wczoraj pierwszy raz przyjechała jego dziewczyna, Magda. A z tego wynika, że teraz w Bydgoszczy będą 3 ostrokołowe dziewczyny, w składzie: Magda, Magda i Natalia :D

Pojawiła się propozycja dalszej jazdy do Myślęcinka. Propozycja propozycją, ale jakoś nikomu się do jazdy nie spieszyło :P Ostatecznie wyruszyło 5 osób, przy pętli tramwajowej dołączyły kolejne dwie. Jazda była... dość rekreacyjna, żeby nie napisać masowa :P Dodatkowo szybszą jazdę utrudniały żaby, które pojawiały się na każdym kroku. A właściwie każdym obrocie kół. Ale... powietrze czyste od spalin, rower i miłe towarzystwo jak zwykle przeważyło na plus :)

Zdjęcia będą... kiedyś, ponieważ cierpliwie czekam na ich dodanie.




  • DST 24.50km
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ja i kask? Niemożliwe.

Czwartek, 25 marca 2010 · dodano: 25.03.2010 | Komentarze 5

A jednak :)

Stałam się dziś posiadaczką kasku. W końcu. Czy szczęśliwą, czy nie, to się okaże. Albo lepiej, żeby się nie okazywało.

Dzień obfity w rowerowe zakupy, nieplanowane. Zobaczyłam wczoraj w telewizji reklamę Lidla - jak się okazało mają rowerowy tydzień. Ich gazetkę i tak dostaję z wyprzedzeniem na maila, ale ostatnio tam nie zaglądałam i o mały włos bym przegapiła.

Zakup 1:


Zakup 2:


Zakup 3:


Po trochu opiszę wrażenia z każdego zakupu, bo test był oczywiście wieczorem :)
Nr1 - kask. Cena 50 zł. Od niedawna oszczędzam na inne plany w przyszłości, dlatego trochę bolałoby mnie wydanie 200 zł na kask (taki, który mi się spodobał, tyle kosztuje). Porównań do innych nie mam, gdyż jest to mój pierwszy, ale na razie mogę napisać, że jest dość wygodny. Mimo iż jest już ustawiony dość ciasno, to jednak chyba jeszcze zmniejszę, bo zapominałam, że jest na głowie :) Wykonanie porządne, ma przede wszystkim siatki przeciw owadom, które były obowiązkowe przy moim wyborze kasku. Za tę cenę rewelacji się nie spodziewałam, ale i tak jestem pozytywnie zaskoczona.

Nr2 - rękawiczki. Cena to całe 12 zł :P Tu już raczej nie jestem zaskoczona. Nie spodziewałam się rewelacji i też ich nie otrzymałam. Wykonanie zdecydowanie poszło na ilość, po jednej jeździe szukam żelu, który ponoć był (gdzie on się podział? ). Tu również nie mam porównania, ale przynajmniej wiem, żeby następnym razem poszukać czegoś lepszego.

Nr 3 - licznik. Cena 20 zł. W końcu znów mam licznik :D Z tego zakupu jestem najbardziej zadowolona, bo ma wszystkie funkcje, które miał poprzedni (i chyba nawet więcej, ale to muszę jeszcze sprawdzić). Kształt, estetyka bardzo mi się podoba, zdjęcie tego jednak nie odzwierciedla. No i podświetlenie niebieskie :) Jedyny minus to kabelek, którego wcześniej nie musiałam mieć :( Ale jak to zwykle bywa, nie można mieć wszystkiego, więc zakup bardzo na plus.


Do południa jechało się bardzo przyjemnie, było słonecznie. Niestety spodnie od krawcowej mogę odebrać dopiero w poniedziałek :( Przy okazji krawcowa zadała mi pytanie, czy nie taniej byłoby przytyć :P Pewnie byłoby taniej, ale wątpię czy to by coś zmieniło :) Co do wczorajszych przemyśleń o mężczyznach, dalej nie zmieniam zdania.

Wieczorem testy :) Najpierw chciałam obdzwonić kolegów, czy nie mają ochoty na wieczorną jazdę, ale jak pomyślałam o "tym czymś" na głowie to uznałam, że najpierw muszę się sama z nim przejechać :) Czy powinnam wspomnieć, że po przejechanym kilometrze w kasku zostałabym potrącona przez kobietę? Wyjeżdżała z parkingu kompletnie nie zwracając na mnie uwagi (inni wcześniej jakoś bez problemu mnie widzieli z daleka). Wprawdzie kiwnęła dwa razy na przeprosiny, ale jak tylko zobaczyłam, że jedzie wprost na mnie, to zjechałam na drugi pas. Na szczęście tam nic nie jechało, bo pewnie wtedy już cało bym z tego nie wyszła. I tu znów muszę wspomnieć, że nie powinnam mówić czegoś, co może się sprawdzić :P Przed wyjazdem zażartowałam: "żebym nigdy nie musiała sprawdzać jego wytrzymałości". Niewiele brakowało do testu...

Minusem kasku była nagła zmiana grupy zainteresowanych mną osób - tym razem przyglądały mi się panie z dziećmi, nawet wytykając mnie palcem w celu pokazania dziecku. Prawdopodobnie stałam się właśnie wzorem na bezpieczną jazdę. Komu jak komu, ale mnie ta rola absolutnie nie pasuje :P

Ostatnie zdania, bo się rozpisałam:
POSZUKIWANA OSOBA, KTÓRA JEŹDZI PO BYDGOSZCZY SREBRNYM OSTRZAKIEM Z CZARNĄ KIEROWNICĄ. ROWER WIDZIANY DZIŚ WIECZOREM POD MCDONALDEM... :D


Kategoria Z Żyletą, 15-50


  • DST 7.00km
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czy kobieca stopa to zawsze delikatna stopa? Niekoniecznie.

Środa, 24 marca 2010 · dodano: 25.03.2010 | Komentarze 5

Miałam załatwić dziś kilka rowerowych zakupów na mieście, więc jazda była zaplanowana do jednego z odleglejszych sklepów rowerowych.

Najpierw jednak podjechałam do krawcowej ze spodniami (niestety było zamknięte, nie wiedzieć czemu), następnie do bankomatu i zjazd jednym z większych zjazdów. Początkowo chciałam kontrolować prędkość, ale po ostatnim lenistwie i pustym szerokim chodniku, nie mogłam tego zrobić rowerowi i oddałam się chwili :) Prędkość się zwiększyła na tyle, że zdjęłam nogi z pedałów. A co się będę przemęczać :D To był błąd. Ponowne położenie stóp na pedałach okazało się nie lada wyczynem, kilka szarpań z korbami i... w tym momencie przyznaję się do użycia hamulca. Łańcuch spadł i to z obu! zębatek, przez co ostrzak ani myślał zwolnić. Nie powiem, mała panika była :P Zatrzymałam się, założyłam go ponownie i pojechałam dalej. Niedługo potem spadł znowu. I jeszcze raz. Tym samym było po jeździe, gdyż byłam 4 km od domu, a miałam przejechać przynajmniej kolejne tyle w jedną stronę. Zakupy skończyły się na powrocie do najbliższego rowerowego (paski + dwie spinki). Bez jednego, najważniejszego zakupu - nigdzie nie ma żółtej owijki :((
Przyczyną ostatniego spadania łańcucha była krzywa oś... Nie mogę w takim tempie załatwić następnej :(

Przy pierwszym minięciu go, chciałam mu odpuścić, ale jak minęłam go drugi raz, to nie odpuściłam:

Po pierwsze byłam zła, a po drugie miało być inne zdjęcie. Ale skoro nie ma, to coś musiałam wrzucić :P

Wieczorem wpadło drugie zdjęcie, grzaniec z żółtkiem na przeziębienie:

Po pierwsze, wybaczcie bałagan w tle, ale jak się człowiek uczy, to nie myśli o porządku :P Po drugie, to wcale nie jest reklama innego produktu :) - dla spostrzegawczych. A po trzecie - lubię grzańce, ten też był dobry, ale to jednak nie to :)

Myśl dnia - dlaczego mężczyźni są tak mało wymagający?

Zrobiło się ciepło, odsłoniłam więc dziś kawałek ciała :D Dokładniej łydki. Aż łydki :P Co miałam w zamian? Mężczyzn, którzy się za mną oglądali. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że niektórzy mieli u swego boku kobietę. W takich momentach cieszę się, że nie mam nikogo, bo "delikwent" już był dostał po głowie... :D

Mimo wszystko to dziwne, że wystarczy tak niewiele, żeby nie przejechać obojętnie. Dalej jednak cicho wierzę, że nie wszyscy są tacy :)

Dla jasności - nie, nie przywidziało mi się, sama się obracałam, czy to na pewno na mnie. A może to jednak nie na mnie? Rower przecież też jest niczego sobie :P


Kategoria Z Żyletą


  • DST 9.00km
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Весна, весна, куда ты пошла?

Niedziela, 21 marca 2010 · dodano: 25.03.2010 | Komentarze 0

21 marca... Pierwszy dzień wiosny... Naprawdę?

Przed 7 do pracy.
Rano pogoda przyjemna... znów napiszę, że do czasu, bo południa się rozpadało. Na szczęście, gdy wracałam po południu, było już prawie sucho. W pracy dostałam sms od kolegi, czy nie przejechałabym się do Ostromecka (były tam organizowane zawody Kujawia XC). Jasne, bardzo chętnie... ale nie mogłam :( Gdy się później dowiedziałam o deszczu, już tak nie żałowałam wycieczki, jak wcześniej :D

Niemiła niespodzianka - gdy mocniej zahamowałam, poczułam dziwny przeskok z tyłu roweru. Niee, to na pewno wina poluzowanego łańcucha... To musi być łańcuch.




  • DST 9.00km
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Panna z mokrą głową"

Sobota, 20 marca 2010 · dodano: 25.03.2010 | Komentarze 0

Rano do pracy.

Nic nie zapowiadało takiej zmiany w pogodzie, rano jechało się sucho, przyjemnie i szybko. Dojeżdżając lekko spocona do pracy (co było dość dziwne, bo byłam ubrana jak zwykle), porozmawiałam chwilę z innymi, jak przyjemnie jest już po 6 rano na zewnątrz. Już czuć wiosnę... do czasu.

Od południa zaczęły dochodzić do mnie wieści, że kropi. Potem, że lekko pada, a gdy wychodziłam po 15 lało. Na ulicach zdążyły zrobić się kałuże, więc wiedziałam co mnie czeka. Na dodatek zadzwoniłam do kolegi, bo przecież "deszcz zaraz przejdzie". Nie przeszedł, a ja ostatecznie wróciłam do domu całkowicie przemoczona. Oto, co zrobiło ze mną niecałe 5 km... :)

Noski wymienione na metalowe, ale chwilowo nieużywane, bo paski nie chcą już trzymać :(




  • DST 18.00km
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie sama :)

Czwartek, 18 marca 2010 · dodano: 25.03.2010 | Komentarze 0

Wyjazd wcześniej niż zwykle, bo chciałam trochę pojeździć po Myślęcinku zanim się ściemni. Trasa miała być samotna, dlatego tym razem zabrałam ze sobą słuchawki.
Po ok. 2 km zjechałam z ulicy na ścieżkę. Byłoby dziwnie, gdyby nie szli po niej piesi. Szli. 4 osoby zajęły całą ścieżkę i 3/4 chodnika (nie odwrotnie). Dobrze czułam, żeby przed nimi zwolnić, bo gdy mnie zobaczyli, rozproszyli się po całości... Ale i tak zabawnie się na nich patrzyło :P

A po chwili ktoś nadjechał z tyłu - Krzyś, który wcześniej skończył pracę, więc miałam już towarzystwo na ten przejazd :) Najpierw do nowego rowerowego na chwilę rozmowy, a właściwie mojego przysłuchiwania się (ach, ta moja nieśmiałość :P), następnie do Myślęcinka. Jak się niestety okazało, wiosna jeszcze nie do końca tam zawitała, co dało się zauważyć po zachowaniu rowerów na "wodnym śniegu". Szybki wyjazd stamtąd, przejazd Gdańską, na której miałabym zderzenie z pieszym - chciał wejść do sklepu, ale nie zamierzałam zwolnić. Ledwie się zmieściłam, ale jak się chwilę potem dowiedziałam, nawet się nie przestraszył :) Mała rundka po mieście i każdy w swoją stronę.

Jednak w pojedynkę się tak dobrze nie jeździ :)


A i tempo było w sam raz :P




  • DST 22.00km
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po mieście.

Środa, 17 marca 2010 · dodano: 17.03.2010 | Komentarze 2

W końcu wyjechałam, chociaż dziś nie miałam na to najmniejszej ochoty. Nie wiem dlaczego. Nawet nie jest już tak zimno, pogoda ma się dalej poprawiać. Trasa inna niż zwykle, jazda właściwie bez celu. Chciałam pojeździć po Myślęcinku, ale trudno na tak dużym terenie rozmieścić latarnie, więc wątpię czy widziałabym cokolwiek przed sobą.
A może wiem dlaczego tak się dziś jeździło. Nudno tak samej :(

Poproszę więcej rowerzystów w mieście :) Rowerzystek oczywiście też :)


Kategoria 15-50, Z Żyletą


  • DST 11.00km
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rower kontra...

Wtorek, 16 marca 2010 · dodano: 17.03.2010 | Komentarze 0

łyżworolki :)

Niespodziewanie do pracy na kilka godzin.

Do południa były inne sprawy, więc na rower nie było czasu.
Podczas ostatnich wiosennych porządków znalazłam "zakopane" w szafie rolki. Ostatni raz jeździłam w nich... dawno :) Oczywiście nie było to rekreacyjne używanie, co dało się zauważyć po ich ogólnym stanie :) Nie mogłam się powstrzymać i je założyłam... hah, dalej pasują :D Szybkie przejrzenie się w lustrze i... zaraz, zaraz. Jak to możliwe, że nogi w nich lepiej wyglądają niż na rowerze? :P Przemknęła nawet myśl, czy nie powrócić może do jazdy, ale po pierwsze musiałabym kupić nowe, po drugie gdzie jeździć? Po dziurawych chodnikach? Ewentualnie w Myślęcinku, ale tam specjalnie musiałabym przejechać kilka km i porzucić rower dla rolek. Niee - to już kompletnie odpada. A po trzecie, tyle czasu nie mam, żeby połączyć rolki i rower, a wybierać na pewno nie będę :)




  • DST 25.50km
  • Sprzęt Ostrzak:)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Co za jazda...

Poniedziałek, 15 marca 2010 · dodano: 16.03.2010 | Komentarze 4

Miała być spokojna trasa, żeby przemyśleć sobie parę spraw... Było jak zwykle.

W ramach "wojny" z zimą ubrałam się już dość wiosennie. Zima jednak jest bardziej uparta niż ja, bo ledwie wyjechałam, a zaczął pruszyć śnieg :/

Zrobiłam sobie ostatnio trochę wolnego, żeby wyczyścić i podreperować rower. Nic nie zrobiłam :P Ale żeby nie było, że nic nie robiłam, to robiłam - wiosenne porządki, bez sentymentów do pewnych rzeczy :)

Co do jazdy, standardowo z przygodami. Tym razem przygoda z kierowcą, koniec końców pozytywna, jak to sobie później porządnie przemyślałam. A było tak:
Przejeżdżając przez rondo Jagiellonów, usłyszałam za sobą klakson. "No tak, kolejny, któremu przeszkadzam na ulicy" - pomyślałam. Nie przejęłam się tym i jechałam dalej. Chyba powinnam wspomnieć, że trąbił tak z dobrą minutę :P Gdy w końcu zatrzymaliśmy się na światłach wysiadł z samochodu i zawołał do mnie, że mam zjechać na chodnik, bo mojej tylnej lampki wcale nie widać. Odparłam, że "nie musi przez to trąbić jak oszalały" :D Oczywiście nie zjechałam, bo chodnik nie nadaje się tam do jazdy (w myśl przepisów jest zbyt wąski), ruszyłam na zielonym i czekałam aż mnie wyminie. Nie wyminął. Jechał za to za mną aż do ronda Fordońskiego, ponieważ wtedy zjechałam na ścieżkę. Miałam jechać dalej prosto, ale stwierdziłam, że jak ma dalej za mną jechać, to wolę skręcić, dla jego dobra, a mojego spokoju :)

Gdy to wszystko się działo, nie ukrywam, byłam zirytowana jego trąbieniem i późniejszą jazdą za mną. Jednak gdy to później przemyślałam (a pół nocy nie spałam, tak mnie zdziwił swoim zachowaniem), uznałam, że dobrze iż są tacy kierowcy. Którzy traktują nas nie tylko jak intruzów, ale dbają o nasze bezpieczeństwo. Choć w dość dziwny czasem sposób. Nie ukrywam też, że czułam się nawet bezpieczniej, gdy mnie "eskortował", bo przez pewien odcinek drogi nie działały latarnie, a moja przednia lampka choć jest ponoć dobrze widoczna, to wcale nie oświetla drogi (odblaski też miałam, ale jak widać to za mało). Dopiero później zdałam sobie sprawę, że nawet mu nie machnęłam w ramach podziękowania. Może jeszcze kiedyś go spotkam, to wtedy to zrobię :)

A 10 minut później...
Nastała szara rzeczywistość - inny kierowca prawie potrącił mnie na łuku, tylko po to, żeby być przede mną na światłach. Gdy do niego podjechałam i powiedziałam parę słów, to tylko odwrócił głowę i pojechał dalej.

Kolejne 3 minuty później...
Wybiłam sobie zęby... prawie :P Na ulicy, na której mieszkam od... długo :D pojawiła się nowa dziura. I to nie taka, przez którą koło się przetoczy, a taka, w którą wpada. Moje wpadło. W momencie, kiedy jedną ręką poprawiałam okulary, a drugą też ledwie trzymałam kierownicę. Na szczęście skończyło się dobrze, jednak nie złapałam się opony tylko kierownicy, równowagę zachowałam i w lekkim szoku dojechałam do domu :)

Pół godziny później...
Szok po przejażdżce chyba nie minął, bo do kawy zamiast mleka nalałam... maślanki :P


Kategoria 15-50, Z Żyletą