Info
Ten blog rowerowy prowadzi zyleta z miasteczka Bydgoszcz. Mam przejechane 11235.37 kilometrów w tym 22.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 19.91 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2014, Wrzesień1 - 0
- 2014, Marzec6 - 0
- 2014, Styczeń2 - 0
- 2013, Maj1 - 2
- 2013, Styczeń1 - 0
- 2012, Maj7 - 0
- 2012, Kwiecień20 - 0
- 2012, Marzec28 - 0
- 2012, Luty4 - 0
- 2011, Marzec5 - 0
- 2011, Luty25 - 8
- 2011, Styczeń17 - 0
- 2010, Grudzień15 - 0
- 2010, Listopad12 - 0
- 2010, Październik13 - 8
- 2010, Wrzesień12 - 0
- 2010, Sierpień23 - 11
- 2010, Lipiec27 - 12
- 2010, Czerwiec27 - 32
- 2010, Maj23 - 27
- 2010, Kwiecień27 - 41
- 2010, Marzec24 - 52
- 2010, Luty16 - 51
- 2010, Styczeń21 - 71
- 2009, Grudzień27 - 84
- 2009, Listopad28 - 90
- 2009, Październik26 - 38
- 2009, Wrzesień25 - 9
- 2009, Sierpień2 - 0
50-100
Dystans całkowity: | 2006.90 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 70:24 |
Średnia prędkość: | 20.81 km/h |
Maksymalna prędkość: | 55.20 km/h |
Liczba aktywności: | 31 |
Średnio na aktywność: | 64.74 km i 3h 03m |
Więcej statystyk |
- DST 56.36km
- Czas 02:29
- VAVG 22.70km/h
- VMAX 42.90km/h
- Sprzęt Ostrzak:)
- Aktywność Jazda na rowerze
"Być kobietą, być kobietą..."
Sobota, 1 maja 2010 · dodano: 07.05.2010 | Komentarze 5
Miało być więcej, wyszło tyle, miało być wcześnie, było wieczorem ;)
Jak zwykle tylko do Myślęcinka. Chciałam jechać stałą trasą, ale po wjechaniu przypomniało mi się, że dziś wolne i większość przyjechała trochę odpocząć. Na nowej asfaltowej ścieżce oczywiście oznaczeń brak, przez co większość pieszych chodzi jak po chodniku i jeszcze irytują się na nas. Cóż, lepiej żeby szybko oznaczyli, bo tak to nawet uwagi nie ma jak zwrócić.
Trasa dziś trochę inna, z większym podjazdem, mostkiem i zjazdem. Powrót tą samą drogą, tylko w odwrotnej kolejności ;) Jak wracałam, słońce pięknie świeciło i opalało. Szybko zmieniłam pozycję kasku, żeby i czoło się opaliło... Jednak jak tylko to zrobiłam, to słońce się schowało. Złośliwe :)
Co do tytułu, najpierw się pożalę :)
Ilość wyrostków stojących w grupach zaczyna mnie przerażać. Nie dość, że przy przejeździe obok nich, zaraz wszyscy patrzą jak na jakieś "mięso", to jeszcze lubią pokomentować. Komentarze - niby można je odebrać pozytywnie, ale nie należę do dziewczyn, którym poprawiają takie teksty humor.
A jeszcze jak jeżdżę w rowerowych spodenkach... Zaczynam się zastanawiać, czy jest sens w nich w ogóle jeździć. Nie wiem, jak one działają, ale ilość spojrzeń i komentarzy zdecydowanie wzrasta.
I jak tu się zrelaksować podczas jazdy :(
Koniec żalenia, czas na pozytywy :)
Moja jazda w oczach osób trzecich to już prawie jak pro :P Oczywiście wiadomo, jaką prawie robi różnicę... :D Tak poważnie, to mile mnie dziś zaskoczyli rowerzyści. Ci, którzy jeździli bardziej treningowo niż rekreacyjnie. Co chwilę ktoś mi kiwał :) To z daleka, to prawie się zderzając, ale za każdym razem uśmiech i kiwnięcie. Rowerowa solidarność to chyba jednak nie tylko gazetowe pisanie, ale "rzeczywista rzeczywistość" :)
Jednym z takich rowerzystów okazał się mężczyzna, który oceniał mój wygląd w kasku :) On mnie rozpoznał od razu, ja musiałam poświęcić na to dwa minięcia :P Trochę pojeździliśmy, pogadaliśmy i każdy się rozjechał, dalej jadąc swoim tempem.
A może tamtych rowerzystów też znałam, tylko nie rozpoznałam... ;)
- DST 56.90km
- Czas 03:00
- VAVG 18.97km/h
- VMAX 42.20km/h
- Sprzęt Ostrzak:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Bydgoski Festwial Rowerowy
Niedziela, 25 kwietnia 2010 · dodano: 27.04.2010 | Komentarze 0
Połączony z akcją "Cała Bydgoszcz na rowery".
Miałam wstać już o 7, ale "normalni" ludzie o takiej porze nie wstają w niedzielę, żeby zaraz pojechać do sklepu... Wstałam więc później :P
Najpierw sprawdzenie dętki, czy trzyma powietrze. Jak się okazało, to nie jest jedyna dziura, gdyż powietrza było mniej, niż wczoraj. Trzeba było gdzieś podjechać, żeby zdobyć dętkę (po co zapasowa w domu:P ). Szybki podjazd do najbliższego marketu i zakup dętki z jedynym oznaczeniem "28" z wentylem samochodowym.
Nie sprawdzałam jak dokładnie wygląda wentyl i to był błąd... W domu przy zakładaniu najpierw okazało się, że dętka jest za duża! Spokojnie weszłaby na większe koło, przez co w ogóle ledwie się zmieściła w oponę. Następnie okazało się, że dętki nie da się napompować, ponieważ wentyl ma jakieś zabezpieczenie, które trzeba byłoby czymś odkręcić. Pierwszy raz z czymś takim się spotkałam, mimo że z takimi wentylami miałam już do czynienia. Nie dało się odkręcić, a nie było czasu, aby dalej z nim walczyć - byłam umówiona z kolegą, aby razem pojechać na start przejazdu. Ponownie założyłam starą dętkę - wolałam jechać bez powietrza niż wcale nie pojechać :D I tak jechałam przez większość czasu na flaku, ponieważ dętka nie miała zamiaru być nawet odrobinę łaskawsza.
Na starcie wypełniliśmy kupony i dostaliśmy koszulki. Niestety najmniejszy rozmiar się skończył, zostały M-ki. W sam raz na rowerową koszulkę do spania ;) Start miał być o 12.10, ale przesunięto go na 12.00, przez co wielu rowerzystów nie zdążyło na przejazd.
Oczywiście się kręcę :P
Meta w Myślęcinku, gdzie każdy mógł odebrać wafelka i wodę "na kartkę" :P Jak za dawnych czasów :D
Więcej nie ma co się rozpisywać, bo można by pisać bez końca. Było meeega pozytywnie. Z tego co wyczytałam, było ok. 1000 rowerzystów! A jednak ktoś roweruje w tej Bydgoszczy :)
Jak widać, w zawodach może startować każdy, nawet gdy rower nie ma jeszcze pedałów :D
Oprócz niego, była również pewna kilkulatka, która jeździła na monocyklu. Jeździła... śmigała na nim! - niejeden dorosły mógłby jej pozazdrościć takich umiejętności. Aż strach pomyśleć, co będzie za 10 lat :D
Bilans weekendu:
1) W 2 dni przejechałam prawie tyle, co przez poprzedni tydzień :P Chciałam, żeby ten tydzień był lepszy i był :)
2) Chyba drugi w karierze złapany kapeć na trasie. Nie chcę zapeszyć, ale chyba jestem pod tym względem szczęściarą :P
3) Po setce żadnych zakwasów, dziś mogłam spokojnie jechać dalej.
4) 8 - tyle siniaków naliczyłam na nogach. 5 Na prawej i 3 na lewej :)
5) x - tyle bardzo trudno zmywalnych rowerowych "tatuaży" miałam na nogach.
6) xx - tyle razy odkręcałam i przykręcałam tylne koło.
7) Jak zwykle byle do przodu :)
Komentarz do zdjęć z weekendu - oprócz zdjęcia z bicyklem i koszulką, reszta jest znaleziona w internecie.
- DST 52.91km
- Czas 02:28
- VAVG 21.45km/h
- VMAX 44.10km/h
- Sprzęt Ostrzak:)
- Aktywność Jazda na rowerze
W końcu :D
Piątek, 16 kwietnia 2010 · dodano: 16.04.2010 | Komentarze 0
Rano do pracy, po południu Myślęcinek.
Jak dojechałam do pracy i spojrzałam na licznik to nie mogłam uwierzyć - średnia ponad 24 :P Taak, spieszyło mi się. Bardzo spieszyło :D Po powrocie do domu średnia spadła do 19... Już mi się tak nie spieszyło, poza tym jechałam z kwiatami, więc trzeba było uważać :)
W końcu dobiłam dziś do 50 :D Nie było to wcale takie trudne - wyszłam na jazdę za późno, ale miałam już z pracy 10 km, więc powinno się udać. Udało :)
W Myślęcinku spotkałam kolegę, zrobiliśmy razem 2 kółka, trzecie pojechałam już sama. Oczywiście łańcuch spadł po raz... kolejny :( Tym razem jednak wina leżała w jego poluzowaniu się. W domu nie chciało mi się go napinać, miałam nadzieję, że przetrwam jeszcze na nim dzisiejszą trasę. Niestety. Tradycyjnie - obróciłam rower, wyjęłam klucz... zajęło mi to dziś trochę dłużej niż zwykle, ale na następne kilometry mam spokój. Jak widać, taki już urok ostrego :)
V max na poluzowanym łańcuchu, z górki, tym razem na baardzo późnym żółtym, a właściwie już czerwonym :P
To był intensywny tydzień. Jak na mnie. Zwykle jak widać jeżdżę mniej, ale tak to jest jak w tygodniu miałam wolne, a w weekend do pracy. Czuję, że dobrze to wykorzystałam. Przyszły tydzień zapowiada się bardzo podobnie, ale okaże się, czy wykorzystam go tak intensywnie, jak ten. Nie tylko rowerowo.
Po tych pięciu dniach w końcu odezwał się głód na słodkie. W takiej chwili cieszę się, że jeździłam, bo gdyby taki głód złapał mnie przy lenistwie, to nawet wolę nie myśleć, jak to by dla mnie się skończyło :P Mimo wszystko... lepiej, żeby w najbliższym sklepie skończyła się moja ulubiona czekolada, bo zakup będzie pewnie duży :D A że jutro większość dnia w pracy, to nie mogę samą czekoladą żyć :D
Coś dla ciała zrobiłam, dla duszy też, teraz pora dla mózgu - czas nauki. Dobranoc :)
- DST 54.00km
- Czas 03:06
- VAVG 17.42km/h
- VMAX 40.70km/h
- Sprzęt Ostrzak:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Fixed Spring Alleycat! :D
Sobota, 27 marca 2010 · dodano: 29.03.2010 | Komentarze 1
Piątek był taki piękny, a sobota... szkoda pisać. Padało od rana, co absolutnie mi się nie spodobało, zważając na to że przez całą zimę uparcie broniłam się przed kupnem błotników. Aż do dziś. Uznałam, że inne dni mnie nie obchodzą, ale na bydgoskim alleyu nie mogę jeździć mokra. W rowerowym mogłam zjawić się przed 14, a dokładniej o ok.13.50 :P I co się okazało? Że błotniki są tylko w komplecie, co oznaczało, że muszę kupić albo dwa komplety, albo wybrać pomiędzy przednim a tylnym kołem. Przednie zwykle aż tak nie chlapie, więc kupiłam komplet na koła 28. Niby tylko kawałek, ale w momencie przejazdu tak padało, że byłam dość mokra. Jak tylko dotarłam, szykowanie się do alleya. Zważywszy na to, iż był on dopiero o 18, to trochę mi to jednak zajęło :P
Pod Operę stawiłam się o 17.58 (nie spóźniłam się:D ), chociaż już wiedziałam, że start będzie o 18.20. Otrzymałam swoją pierwszą szprychówkę i to z numerem 13 :D Dla jasności - urodziłam się 13, mieszkam pod 13... wiele razy ta liczba pojawia się w moim życiu. Na szprychówce też musiała być :) Zdjęcie oczywiście będzie, jak zrobię, ale to pewnie nie prędko, bo już jest zabłocona :P Jedno jest pewne - ostre ze szprychówką w końcu wygląda jak ostre :D
Ale do rzeczy. Jak się ostatecznie okazało, byłam jedyną bydgoszczanką startującą w alleyu... To wcale mnie nie pocieszyło, zwłaszcza że były 4 poznanianki :( Wiedziałam, że muszę się postarać, chociaż sama bardzo wątpiłam w swoje możliwości (jak podjechałam pod operę, to już miałam dość, a czekało mnie przynajmniej 30 km szybkiej jazdy).
Manifestów od razu nie dostaliśmy, najpierw trzeba było podjechać na pierwszy punkt, napisać wierszyk i podjechać na drugi punkt. Jak zauważył Krzyś, pierwszego punktu nikt tak naprawdę nie zaliczył, ponieważ naszą "twórczość" trudno jakkolwiek nazwać, a już na pewno nie były to wierszyki :D W momencie opisywania dnia, moja "twórczość" leży akurat przede mną, ale pozostanie jednak tylko "wierszem" do szuflady :D
Oczywiście jadąc z pierwszego punktu do drugiego, spadł mi łańcuch :( Spodziewałam się innych defektów, ale jednak nie tego :/ Adrenalina jednak zrobiła swoje, brudny łańcuch szybko założony na zębatki i jazda dalej. Tak myślałam, czy przed wyścigiem nie wyczyścić roweru, jednak jak się okazało, byłaby to zbędna praca :)
Zapamiętać na przyszłość - czytać polecenia do końca. Jadąc do drugiego punktu nie zauważyłam drobnej, acz istotnej informacji. Podjechać pod schody, a nie szukać osoby na rondzie... A więc chwila szukania, zobaczyłam jakiegoś rowerzystę (znałam tylko osoby z Bydgoszczy), podjechałam: "Wiesz gdzie jest punkt?". Odpowiedź - "yyy"....", "Ty z alleya?", "yyy, nie", "A to sorry" i w końcu przeczytałam polecenie. Spojrzałam w dobrym kierunku i zobaczyłam światełka. Aaa, to tam jest punkt :D
Całej trasy opisywać nie będę, ale nie spodziewałam się, że potrafię jechać takim tempem tyle czasu :) Początkowo chciałam jechać sama, ale w praktyce co chwilę kogoś się spotykało. Przez to, iż zakręciłam się na początku trasy, straciłam sporo czasu i sądziłam, że będę ostatnia. Zrezygnowana przyjechałam na metę pod Łuczniczkę i dowiedziałam się, że jestem drugą dziewczyną. Z jednej strony ucieszyłam się, że jednak nie poległam, ale z drugiej... Kto ma wiedzieć, ten wie o co chodzi. Zwyciężczynię jednak trudno byłoby przegonić.
O 21 miało być bikepolo, jednak jak to bywa trochę się opóźniło. Gdy weszłam do Estrady, ludzie dziwnie się patrzyli, co robię tam z rowerem :P Szybki telefon i byłam wśród "swoich" :) Impreza przednia, chociaż przez pewien czas miałam wrażenie, że wcale tam nie pasuję... Nawet myślałam o odjeździe, ale wydostanie roweru i siebie, a potem przejście przez środek sali na pewno byłoby zauważone, więc odpuściłam. I bardzo dobrze, bo kilka rozmów, poznanie nieznanych mi osób i od razu było lepiej :) Po pierwszej pożegnały się osoby z Poznania, była też jedna osoba z Gdańska i Torunia, jednak ich nie zdążyłam poznać.
Została więc tylko bydgoska ekipa, przez co zdecydowałam się spróbować bikepolo... To była największa porażka tego wieczoru. Jak się okazało jazda i trzymanie kierownicy jedną ręką to jedno, a jazda, trzymanie w jednej ręce kierownicy, w drugiej młotka i jeszcze trafienie w piłkę to zupełnie co innego. Próbowałam, próbowałam... i ciągle mi nie wychodziło... To teraz pora tylko mieć swój "kij" i znaleźć miejsce do treningów, żeby następnym razem lepiej to wyszło :)
Po wszystkim zostałam odprowadzona (właściwie odwieziona) przez Krzysia i Łukasza pod samą klatkę. Jeszcze raz dziękuję :)
Podsumowując:
1) Alleycat pozostaje w Bydgoszczy za sprawą Tomka :)
2) W trakcie wyścigu była tylko jedna myśl: To był mój pierwszy i ostatni alley. Teraz... czekam na następny :D
3) Jestem pozytywnie zaskoczona swoją kondycją :)
4) Tak czułam, że zaliczę jakąś glebę, ale spodziewałam się, że będzie w trakcie wyścigu. Była... ale po wszystkim. Kiedy zachciało mi się zjeżdżać obok zjazdu dla wózków i przednie koło poślizgnęło się na krawężniku :(
5) ... Nie ma "piątki", byle do przodu :)
Tak jak w poprzednim poście, cierpliwie czekam na zdjęcia.
Średnia wyszła taka niska przez późniejsze uczestnictwo roweru w bikepolo.
- DST 51.00km
- Sprzęt Ostrzak:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Podsumowanie 2009
Czwartek, 31 grudnia 2009 · dodano: 31.12.2009 | Komentarze 6
Podsumowanie później, zacznę od opisu trasy.
Tytuł w ogóle powinien brzmieć "Śpiąca królewna", bo tak się dzisiaj czułam podczas jazdy. Przez większość trasy po prostu się zamyślałam jadąc, co wcale nie było bezpieczne. Droga taka sama jak ostatnio... prawie taka sama. A że "prawie robi dużą różnicę", to... W Dąbrówce Nowej postanowiłam sprawdzić na tamtejszej mapie (stoi tablica z oznaczonymi szlakami pieszymi i rowerowymi), którędy najlepiej jechać. Jak zobaczyłam, że na mapie moja trasa wygląda na "tak długą", to stwierdziłam że dalej nie jadę i wróciłam dokładnie tą samą drogą, którą tam przyjechałam :P Wycieczka i tak miała być skrócona, bo mimo bezopadowych prognoz, niebo było dość zachmurzone, a tym razem nie miałam ochoty wrócić przemoczona do domu. Muszę dzisiaj pochwalić kierowców (żeby tylko nie przechwalić), niestety tylko tych z żółtymi tablicami. Jadąc krajową 10 - w tamtym miejscu bez pobocza - zauważyłam jadącego z naprzeciwka tira (ten był polski), więc szybko się odwróciłam, czy aby za mną nic nie jedzie. Widok zbliżającego się za mną drugiego tira wcale mnie nie pocieszył... Najpierw wpadł mi do głowy pomysł, czy po prostu nie zjechać z ulicy i dać mu przejechać, jednak pojechałam dalej. Jakie było moje zdziwienie, gdy tir za mną nie tylko nie wyprzedził "na trzeciego", a zwolnił, poczekał aż tamten przejedzie, włączył światła mijania zachowując odpowiednią odległość ode mnie i dopiero pojechał normalnym tempem dalej. Okazało się, że tablica rejestracyjna nie była z Polski (niestety nie pamiętam, skąd dokładnie była). Ach, i pierwszy raz w Bydgoszczy widziałam autostopowicza z prawdziwego zdarzenia, tzn. z bagażami :D
Pod koniec trasy szybkie zakupy i do domu. Miało się skończyć na 45 km, ale przypomniało mi się, że wieczorem muszę jeszcze podjechać po siodełko, które ostatnio kupiłam. Myślałam, ze 6 km przejadę bez żadnych przygód, a jednak... Oprócz tego, że kierowcy w ogóle mnie nie zauważali (miałam oświetlenie i odblaski), to jeszcze potrąciłabym pieszego - wbiegł na czerwonym wprost przed moje koło. Dość się przestraszył, co muszę przyznać rozbawiło mnie :) To była moja ostatnia wycieczka. W 2009 rzecz jasna :)
Skoro większość osób pisze podsumowanie, to może i ja to zrobię. Wiadomo, zawsze może być lepiej, ale rowerowy rok i tak mogę zaliczyć jako dość udany.
- Przejechałam (od lutego oczywiście:P ) 4281,12 km, w tym ponad 3000 km na ostrym kole (co również jest moim małym sukcesem).
- Od 21 lipca jeżdżę na ostrym kole. Uważam to za swój największy sukces, tzn. to że nie poddałam się mimo wielu przeciwności, a nawet teraz zimą z niego nie zrezygnowałam.
- 15 sierpnia przejechałam swoją pierwszą setkę - jest to zarazem mój najdłuższy dzienny i życiowy dystans. Dokładnie było to 119,1 km w czasie 5:52:00, co dało średnią prędkość 21,52 km/h. Była to oczywiście wycieczka do Torunia... na zakupy po pierniczki :P
- Pierwszego dnia na ostrym kole przejechałam 36,5 km, przy czym wpadłam wtedy prawie pod tramwaj.
- Dwa tygodnie później pojechałam ostrzakiem na wycieczkę do lasu z kolegami. Dużo piachu, jeszcze więcej terenu, brak nosków i kompletny brak umiejętności jazdy na nim. Przetrwałam :)
- Na BS ostatecznie wylądowałam na 45 miejscu. Chciałam dotrzeć do Top 40, ale się nie udało...
- Poznałam wiele ciekawych osób, z którymi mam nadzieję utrzymywać dalej kontakt (jeśli oczywiście nie będą mieli mnie dość:P ).
Plany na 2010 rok:
Brak. To znaczy są, ale nie chcę ich zdradzać, kierując się doświadczeniem - w listopadzie swoich planów nie ujawniłam i wykonałam z nawiązką, w grudniu ujawniłam i niestety nic z tego nie wyszło. Poza tym są tak na wyrost, że nawet lepiej o nich nie wspominać :)
Jeśli do grudnia będę dalej jeździć i prowadzić bloga, na pewno wtedy będzie opisane porównanie i realizacja planów.
Zdjęć z trasy nie będzie, ale jest kogoś, kto jest dla mnie tak ważny jak rower:
Mój 12-letni pies Maks, który kiedyś uwielbiał zdjęcia, teraz niestety szczeka i ucieka na mój widok z telefonem. Jest tu dość poczochrany i akurat po jedzeniu, ale jakbym go uczesała, to wtedy już w ogóle by uciekł :) Zdjęcie i tak udało się wykonać tylko dzięki temu, że w prawej ręce trzymałam jego ulubiony przysmak :P
W związku z tym, że nowy rok się zaczął i zrobiłam życiowe oczyszczenie, to wszystkim bikestatowiczom życzę bardzo rowerowego i bezkontuzyjnego roku, żeby pod jego koniec mogli spojrzeć na swoją jazdę z uśmiechem na twarzy :)
A z racji tego, że oprócz psa i roweru i jeszcze paru innych rzeczy, uwielbiam rosyjski, to będą też życzenia po rosyjsku:
Пусть Новый 2010 год Вам принесёт
Со снегом смех, с морозом бодростьб
В делах успех и духа твёрдость!
Пусть счастье в будущем году
Вам будет личным даром,
А горе, слёзы и беду
В 2009 оставьте старом году!
- DST 69.00km
- Temperatura -1.0°C
- Sprzęt Ostrzak:)
- Aktywność Jazda na rowerze
"Poświąteczna kluska" - part 2
Środa, 30 grudnia 2009 · dodano: 30.12.2009 | Komentarze 4
Czas ogólny - 3h 47min. Oczywiście liczone od wyjścia do przyjścia, łącznie ze wszystkim przerwami. Nie wpisuję w tabelkę, bo mi średnią zaniży :P
Znowu miałam wyjść wcześniej, ale jakoś tak zeszło, że wyjechałam dopiero przed 13. Tym razem trasa miała być dłuższa, dlatego wiedziałam, że tempo musi być szybsze. Niestety była o parę km krótsza, ale po kolei...
Trasa ulubiona, niby tylko -1 mrozu, ale dało się odczuć chłód. Na krajówkach ruch na szczęście mniejszy niż się spodziewałam, chociaż kierowcy zapomnieli chyba, że rowerzyści nadal jeżdżą. A niektórzy nawet jeżdżą po ulicy... Oczywiście nigdy więcej nie zrobię dwóch kitek na jazdę. Miało mi być wygodnie (i było), a otrzymałam odwrotny efekt. Dostałam w gratisie propozycje "podwiezienia". Panowie bardzo się upierali, żebym się oczywiście nie męczyła na rowerze, ale na szczęście światła szybko zmieniły się na zielone :) Następnym razem jedna kita i czapka standardowo nisko nasunięta na oczy :D
Dziś zauważyłam spory ruch wśród rowerzystów, mijałam wielu takich, których nie znałam. Czyżby wiosna nadchodziła? :P
Dziś tylko takie widoki cały czas mijałam. Wszystko białe.
Trasa trochę mi się dziś dłużyła. Jechałam i dojechać nie mogłam. Oczywiście jazda była z pamięci, a że chciałam szybko dotrzeć do domu, jak tylko zobaczyłam tablicę "Niemcz" na prawo, od razu tam skręciłam. Dopiero parę km później zdałam sobie sprawę, że miałam skręcić w lewo :/ Nie wracałam już, ruszyłam dalej.
Czy ja już pisałam, jak nie lubię tej wsi? Aaa, nie, więc napiszę: nie cierpię Niemcza! A za co? Już piszę: ciekawe kto wymyślił, żeby wszystkie domy budować i malować na "jedno kopyto". Niby wcale dużo ich tam nie ma, a oczywiście zaczęłam błądzić, bo myślałam że trafiłam na te dobre. Na szczęście znalazłam kogoś, kto mi wytłumaczył, jak wrócić na właściwą drogę.
Po kilku km zobaczyłam oczekiwaną tabliczkę Bydgoszcz :D Tak się rozpędziłam (czułam, że było spokojnie 30 km/h), że nie zauważyłam kompletnie oblodzonej drogi w Myślęcinku. Jeden poślizg - uff udało się, drugi - hmm... jak zobaczycie pewne nieoblodzone miejsce, tzn. że to było moje miejsce upadku :D Efekt - trzeci siniak na kolanie plus jeden na biodrze. Ten ostatni będzie jutro boleć oj, będzie. Przestroga dla bydgoszczan - cały tamten teren jest tak oblodzony, więc uważajcie na siebie!
Gdyby ktoś nie wierzył, że przejechałam tyle ile widać, to proszę:
Wyjazd z Mochla, Mochli?? Jednak wolę rosyjskie odmiany :)
Koniec końców miało być 75 km, ale i tak nie jest źle:)
- DST 58.00km
- Czas 02:55
- VAVG 19.89km/h
- Sprzęt Ostrzak:)
- Aktywność Jazda na rowerze
"Poświąteczna kluska"
Niedziela, 27 grudnia 2009 · dodano: 27.12.2009 | Komentarze 4
Podczas dzisiejszej jazdy dokładnie tak się dzisiaj czułam. Ostatnio bardzo mało przejeżdżałam, do tego w święta tylko na masę... Wszystko to zrobiło swoje. Wróciłabym o wiele wcześniej ze znacznie skróconą trasą, ale stwierdziłam że skoro już postanowiłam tyle, to teraz trzeba to przejechać.
W końcu pojechałam swoją ulubioną trasą :D Na ulicach pusto, krajówką spokojnie można było środkiem jechać :P Gdyby tak zawsze chciało być :) Jak zwykle jednak nie obyło się bez idiotów za kierownicą (konkretnie jednego), którzy myślą że mogą wymijać na grubość lakieru. Ten jednak jechał spokojnie "setką" - nie ukrywam, bicie serca proporcjonalnie przyspieszone do jego prędkości.
Jak zwykle jadąc tą trasą, widoki miłe dla oka, np. takie:
Były dość daleko ode mnie, ale zanim ja je zauważyłam, one już bacznie mnie obserwowały :) Schowałam się za drzewo, chcąc zrobić im zdjęcie, ale udało się tylko takie, bo zaczęły uciekać... Takie ładne, a takie płochliwe :P
Byłoby więcej zdjęć, ale ilość szczękających na mnie psów skutecznie mnie do tego zniechęciła. Tym bardziej, że nie wszystkie bramy były zamknięte, co dało się zauważyć, gdy musiałam znacznie przyspieszyć :P Coś mi się wydaje, że przez te 2 psy zrobiłam lepszą Vmax niż z górki nawet :D
Czas, który wpisałam jest bardzo orientacyjny, gdyż liczony był od wyjścia z domu do przyjścia, łącznie ze wszystkimi przerwami. Może jednak nie było tak źle... :)
- DST 90.50km
- Sprzęt Ostrzak:)
- Aktywność Jazda na rowerze
"Spowalniacz tempa"
Niedziela, 29 listopada 2009 · dodano: 30.11.2009 | Komentarze 7
Jeśli inni Ci mówią, że tempo jakim jedziesz jest za szybkie lub sam tak czujesz, to znalazłeś idealne rozwiązanie swego problemu. Wynajmę siebie, jako towarzysza podróży celem odpowiedniego spowolnienia jednostki lub całej grupy. "Gwarancja spowolnienia gwarantowana" :P
A tak poważnie, to z rana jak zwykle do pracy. Spóźniłam się do pracy 5 minut, ale kto by tam w niedzielę po gazetę o 7 biegł... Cóż, są tacy co już o 8 to robią (chętnie bym się z nimi zamieniła, skoro w niedzielę nie lubią pospać). Szybki powrót, gdyż na 18 byłam umówiona z kolegami.
Wyjeżdżając o 18 z domu :P zdałam sobie sprawę, że jeszcze do bankomatu muszę skoczyć i w końcu do serwisu z moim Kochaniem. Zadzwoniłam do chłopaków, że miejsce spotkania zmienione na to przy "serwisie". Piszę w cudzysłowie, gdyż te patałachy zamiast mi pomóc, to jeszcze zaszkodziły! Piszę o sklepie Intersport w Focus Parku dla przestrogi, jeśli nie chcecie wydać bezsensownie swoich pieniędzy. Pojechałam, aby dokręcić śrubki przy suporcie, a dowiedziałam się, że to łańcuch. Panowie, którzy potraktowali mnie jak głupią babę, która nie zna się na własnym rowerze, krzywo przykręcili mi koło! Dodam, że nawet ja, ta nieznająca się baba, która od lipca jeździ na nim dzień w dzień, potrafię sobie bez problemu prosto dokręcić. Oczywiści JA luz czuję, na co dostałam tylko sarkastyczny uśmieszek. Za tę "naprawę" musiałam zapłacić 5 zł... Żal - do warzywniaka pracować, a nie poważnych czynności!
Po tym wszystkim pojechaliśmy dalej w składzie: Mikołaj, Piotr, Witek i ja. Szczerze mówiąc po 10 km jazdy, miałam ochotę usiąść i się rozpłakać (wtedy jeszcze nie zauważyłam tego koła). Dawno nie jechało mi się tak źle, cały czas jechałam na szarym końcu i reszta jeszcze na mnie czekała. Było mi strasznie źle, ale gdy chłopaki dalej jechali, ja spasowałam i odwróciłam Żyletę... wtedy zauważyłam to koło... Byłam tak wściekła, że miałam ochotę tam wrócić i wyzwać ich za taką robotę, ale uznałam, że skoro humor już mi popsuli, to wycieczki sobie nie dam.
Pojechaliśmy już później we trójkę do Pruszcza, starałam się jechać szybciej, ale czułam jakbym cały czas jechała pod wiatr. Mieliśmy tam również dość nieprzyjemną sytuację, gdyż Mikołaj na swoim ostrym złapał kapcia, a nikt przecież narzędzi nie wziął :P Na szczęście ma tam koleżankę, która pożyczyła mu swój rower.
Oto i Mikołaj na rowerze koleżanki:
Mało brakowało, żebyśmy z Piotrem kulali się po asfalcie ze śmiechu :D Mimo wszystko i tak przejechał na nim sporo, za co respect dla niego :)
Podsumowując:
1) Uważać na ostre psy, które biegają wolno.
2) Znaleźć czas na naprawy roweru, żeby potem nie mieć takich przygód.
3) Sorry chłopaki za moją jazdę, ale naprawdę nie dałam rady już jechać szybciej ;(
Wpisy chwilowo bez czasu, gdyż w liczniku bateria padła.
- DST 60.70km
- Czas 03:18
- VAVG 18.39km/h
- Sprzęt Ostrzak:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Mój pierwszy raz...
Czwartek, 19 listopada 2009 · dodano: 19.11.2009 | Komentarze 8
z samochodem. Pierwszy raz potrącona. Na szczęście skończyło się na strachu i nowym doświadczeniu. Miałam pierwszeństwo, wszystkie samochody zatrzymały się, żebym mogła spokojnie przejechać, tylko ten chciał zdążyć... a u mnie 30 na liczniku. Mimo iż się zatrzymał, nawet nie raczył wysiąść z samochodu, tylko otworzył drzwi i z uśmiechem spytał, czy nic mi się nie stało! Na szczęście dla niego nie było w pobliżu żadnego kija baseballowego, bo zrobiłabym z niego użytek.
W tym momencie cieszę się, że nie zdemontowałam jednak przedniego hamulca. Gdyby nie on, leżałabym mu na masce. Tak tylko pchnął przednie koło (jest całe, bo już z 10 razy chyba oglądałam cały rower). Ale wylądowałam za to na samym środku pasa - za mną nic nie jechało. Cóż... zdarza się.
Z rana pojechałam na zajęcia, w końcu w obcasach :D Mimo iż się trochę już od nich odzwyczaiłam, to i tak jechało się całkiem dobrze. Nawet znajomi przestali się już dziwić :) Po południu spotkałam się z kolegą Piotrem (nieszczęsny wypadek w drodze na spotkanie). Pojechaliśmy do Myślęcinka, gdzie nakręciliśmy ponad 40 km :) To również zasługa jego lampki, która w terenie wymiata - oślepiała nawet kierowców z naprzeciwka :D
Opis pisany na szybko, gdyż poprzedni skasowałam na końcówce... :)
- DST 60.20km
- Czas 03:03
- VAVG 19.74km/h
- Sprzęt Ostrzak:)
- Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczka:)
Niedziela, 27 września 2009 · dodano: 27.09.2009 | Komentarze 0
W końcu rozprostowałam kości po ostatnim obijaniu się:) Wybrałam się dziś z dwoma kolegami na wycieczkę za miasto. Mimo prowadzenia naszej trójki co jakiś czas, trasy nie znałam (chyba poznałam przed chwilą w google :P). Tempo zadowalające, chociaż zawsze mogło być lepsze - początkowo nikomu się nie spieszyło, potem była już jazda z prawdziwego zdarzenia.
Jedyne, czego nie mogę sobie wybaczyć, to brak sił (i przełożenia :P) na podjechanie pewnego podjazdu (10%). Cóż... ostre koło dało mi wycisk....
Trasa (chyba poprawna):